czwartek, 20 października 2011

Wino, Morawy i inne sprawy.

Z mieszanymi uczuciami podejmuję się publicznie wyjawić swą miłość do Moraw. Z jednej strony nieustalone "coś" pcha mnie do tego by dzielić się swym zachwytem a z drugiej strony boję się byście moi ukochani rodacy nie urządzali sobie tam jakiegoś Lichenia, Zakopanego czy może nawet SzarmElSzejkha.  

Szczęśliwym dla mnie trafem na Morawy nie jest daleko. Wystarczy mi przemierzyć ledwie ponad 200 km od granicy by dojechać do tej pięknej, uporządkowanej i malowniczej krainy. Tutaj właśnie, na Morawach, od wielu wieków uprawiana jest winorośl. Wielowiekowa uprawa tej powszechnej na południu Europy rośliny ma mocny wpływ na sposób życia i postrzeganie świata cechującego miejscową ludność. Na domiar wszystkiego wolność gospodarcza, która szczęśliwie rozpanoszyła się tu ostatnimi laty mocno przyczyniła się do odradzania się tego pożytecznego sposobu korzystania z natury. A że Morawiacy to naród bardzo pracowity to efekty ich pracy potrafią niejednego  przyprawić o zawrót głowy. Zarówno w przenośni jak i bez jej użycia.

Właściwie przeprowadzone wypady na Morawy pozwalają zrozumieć, że pod pojęciem "wino" nie tyle  kryje się nazwa płynu zawierającego alkohol, rozlewanego do szklanych, korkowanych butelek, dystrybuowanego przez znaczące sieci władające handlem wielkopowierzchniowym ile pewna filozofia życia. Filozofia ta szczególnie przydaje się tym, którzy rozważają popadnięcie w depresję z powodu skaczącego kursu franka szwajcarskiego, skaczących sobie do oczu polityków czy też tym, w których nabrzmiewa obawa, że prysną ich zmysły z powodu niekorzystnego ratingu, który Standard & Poor's był uprzejmy uroczyście gdzieś stwierdzić. Obserwując trwającą niemo wegetację winorośli można zrozumieć, że niezależnie od kursów i ratingów winne grona wygrzewają się tu na słońcu nabierając słodkości, która z niewielkim ludzkim wsparciem przemieni się wkrótce w alkohol. On to właśnie, ów alkohol, przy pomocy jego zbawiennych właściwości pozwoli nabrać nieco dystansu do otaczającej rzeczywistości, do skoków franków i polityków, a użyty pod postacią wina od rzeczywistości brutalnie nie oderwie. By to się wszystko stało miejscowa ludność wyposażona została w stosowną cierpliwość, pracowitość oraz szacunek dla wiedzy minionych pokoleń. Na rytm wyznaczany przez naturę mocnych nie ma. Niezależnie do wieści płynących z pierwszych stron gazet tu, na Morawach trwa od wieków, niezmienny cykl wegetacyjny.  Jakże się cieszę, że mam to wszystko na wyciągnięcie ręki! Rękę swą wyposażam więc w kielich i nadstawiam to tu - to tam.

Jedną z głównych atrakcji Moraw jest spokój i cisza tu panujące. Nikt tu się po chamsku nie nawołuje, nikt tu na nikogo nie pokrzykuje. Nie ma tu w zwyczaju zawłaszczanie przestrzeni przy zastosowaniu darcia mordy wyposażonej w wygolony pusty łeb. Porozumienie międzyludzkie odbywa się tu poprzez oszczędne wykorzystanie natężenia dźwięków. Osoby oddalone od siebie a chcące rozmawiać ze sobą zmniejszają dystans jaki je dzieli przed przystąpieniem do rozmowy do stosownej odległości. Osoby o gorszym słuchu stosują prawdopodobnie trąbki do nasłuchiwania lub inne aparaty słuchowe. Darcia się nie słyszy.

Nim powstanie wino musi zaistnieć sok z winogron. Sok poddawany jest fermentacji, w wyniku której cukier przemienia się w alkohol. Produktem przejściowym pomiędzy sokiem i winem jest mętny, lekko sfermentowany a przy tym zawierający śladową ilość alkoholu burčák. Ten słodziutki, lekko gazowany napój towarzyszy wszelkim wrześniowym imprezom, które organizowane są przy okazji winobrania. 



Rosnące grono miłośników morawskiego wina staje się motorem rozprzestrzeniania się tutejszych winnic. Nie znam średniej wydajności miejscowych winorośli ale wyrażam głęboką nadzieję, że w następnych latach będzie mi dane korzystać z tej hojnej i płodnej ziemi. W imieniu mojego osobistego organizmu rezerwuję sobie fragment tego krajobrazu na moje własne potrzeby. Póki mam możliwość to deklaruję się regulować swoje zobowiązania przy zastosowaniu waluty wymienialnej. W razie innych okoliczności skłonny jestem świadczyć pracę fizyczną w ramach szarej strefy lub wszelkich innych dostępnych stref. 

Na powyższej ilustracji widać urządzenie, przy zastosowaniu którego z zebranych winogron wyciska się sok. Zasada działania urządzenia przypomina maszynkę do mięsa. Funkcję mięsa pełnią owoce a za napęd odpowiedzialnym uczyniono silnik elektryczny.  

Wyciśnięty sok z winogron trafia do zbiornika wykonanego z nierdzewnej blachy. Następnie tłoczony jest do beczek, w których fermentuje przemieniając się w wino. Produktem ubocznym procesu fermentacji jest dwutlenek węgla, który odprowadzany jest z beczek w świat za pomocą przewodów fermentacyjnych. Cała ta aparatura odpalana jest raz w roku na okoliczność zbiorów. W pozostałym czasie wino spokojnie już sobie fermentuje stopniowo nabierając mocy i wyrazu. Urządzenia zastosowane do tłoczenia soku czekają cierpliwie na następny rok. Przywyknięto tu od lat do tego, że jedne lata są gorsze a za to inne bywają lepsze. Nikt tu nie popada w rozpacz z chwilą spadku wydajności kwitnali z hektara.
.

Spostrzegawczy oglądacz powyższego zdjęcia dostrzegł drewnianą wieżę posadowioną między winoroślami. Zaskoczeniem może być fakt, że budka na wieży nie została skonstruowana na potrzeby mordowania dzikiej zwierzyny przez jakieś morawskie towarzystwa łowieckie lecz na potrzeby odstraszania ptactwa, które z upodobaniem lubi się raczyć pysznymi winogronami. Przy zastosowaniu urządzeń automatycznych z budki rozlegają się huki mające odstraszać ptactwo.  Skoro budki istnieją to ptactwo prawdopodobnie się nabiera na huk.

W tak pięknych okolicznościach przyrody... i niepowtarzalnej ... rodzą się w człowieku tak silne emocje, że staje się nawet skłonny do przytulenia żony niemal jak bliskiej sobie osoby.

Na powyższej ilustracji widać winogrona. Tzw. czerwone winogrona choć czerwonymi wcale nie są.
Winogrona to po czesku hrozny.
Poszczególne kulki to bobule.
Bobule to także oryginalny czeski tytuł filmu Młode wino, którego akcja toczy się właśnie na Morawach.


A tutaj mamy kompleks zabudowań usytuowanych wśród winnic o wdzięcznej nazwie: Rodinné Vinařství U Kapličky. Tutaj właśnie toczyła się w pewnej części akcja filmu Młode wino ...


... czego wyraźnym dowodem jest powyższy kadr z filmu.

A oto tutejsza wersja flaczków zwanych wdzięcznie dršťková polévka.

A tutaj morawski specjał. Niewielkie drożdżówki z posypką.

Pomiędzy kultowym (dla mnie) Hodoninem oraz Kyjovem (czyt. Kijowem) znajduje się urokliwy zamek w Miloticach. Ponieważ miejscowa ludność większe zamiłowanie znajdowała w pracy i spokoju niż w toczeniu walk i bitew to na Morawach zamków i pałaców ci u nich dostatek. Otaczane są tu one należną im troską co doceniają swą obecnością liczni odwiedzający a także potomkowie byłych właścicieli. 












Chętni mogą zwiedzić zamek w Miloticach. Inni chętni mogą skorzystać z miejscowej kawiarenki i uraczyć się kawą, ciastkiem, kieliszkiem wina, destylatu lub każdego innego trunku legalnie sprzedawanego w Republice Czeskiej. Na terenie zamku panuje spokój, ład i porządek. Okazuje się, że najłatwiejszym sposobem utrzymania tego stanu jest zachowanie spokoju, ładu i porządku. Nie zaleca się pokrzykiwania, nawoływania, śmiecenia, nanoszenia na elewację farb z deklaracjami o miłości lub nienawiści do klubów piłkarskich lub kobiet zapoznanych na dyskotece diskopolo. Nie zaleca się także spijania ponad rozsądek wszelkich dostępnych tu napoi alkoholowych w celu upijania się tudzież obrzygiwania się do imentu. Przeciwwskazane jest dodatkowo zagarnianie przedmiotów, które nie stanowią własności odwiedzających zwanego w zachodnich nacjach kradzieżą. 

VRBICE


Wyświetl większą mapę
Vrbice to niewielka miejscowość słynąca z piwniczek winnych. W języku czeskim rzecz wypada znacznie bardziej logicznie ponieważ nazwane są one vinne sklepy jako że niewiele mają wspólnego z piwem. W niektórych piwniczkach (sklepach), w których urzędują ich właściciele można kupić miejscowe wino. Zarówno butelkowane i korkowane jak i nalewane z beczek do plastikowych butelek. Ten kto nie raczył się takim właśnie winem winien żałować i w miarę szybko zadbać o możliwość raczenia się. Wino pite bezpośrednio w miejscu jego powstania ma niepowtarzalny smak i urok. Jakiekolwiek smakowanie się w winach należy poprzedzić smakowaniem wina piwniczkowego.  



Przemieszczanie się pomiędzy poszczególnymi piwniczkami daje możliwość dostrzeżenia, że mają one z zewnątrz jednolitą formę. Ściany frontowe piwniczek wykonane są z miejscowego kamienia oraz cegły. Takie podejście do rzeczy przez różnych posiadaczy piwniczek daje poczucie ładu i harmonii. Poczucie to wzmaga dodatkowo brak szyldów wykonanych z dykty, gałganów, odpadów przemysłowych i folii przylepnych. Zaletą tego miejsca jest także to, że nie ma tu sklepu Żabka czynnego 24h, w którym można nabyć wina owocowe "Krzepki Radek" lub "Jadzina Dupa", które produkowane są owoców o nieustalonej nazwie. Podobnie jak i w poprzednich miejscach obowiązuje tu zasada zachowania ciszy, spokoju i umiaru. Nie jest tu dobrze odbierane zawłaszczanie przestrzeni wrzaskiem i rykiem. Wielowiekowe doświadczenia wskazują, że wino morawskie pite w ciszy i spokoju nie jest wcale gorsze od wina pitego w innych okolicznościach.





Polska turystka i biznesmeni raczący się pysznym burčákiem rocznik 2011.



Miła i sympatyczna okolica uwydatniona została przy zastosowaniu wiatraka (větráka) i kapliczki leżącej w oddali.

Bořetice



Wyświetl większą mapę


Na tych, którym się wydaje, że Vrbice to już kumulacja morawskiego szczęścia czeka miła niespodzianka w postaci niepodrabialnych Bořetic. Miłośnicy winiarstwa i wina znajdą tu wiele radości. W sezonie, podczas winobrania panuje tu ruch "jak na Marszałkowskiej". Czuć przez skórę ilość pracy i serca, które są potrzebne do świadomego wytworzenia wina.  

"Kto wino pije ten długo żyje" - oczywista prawidłowość umieszczona nad wejściem do piwniczki.

"Jak by ten świat wyglądał gdyby na nim nie było wina" - inna oczywistość morawska.
Na dolním frejdě č. 190
Znacznie korzystniej jest tu wejść niż stąd wychodzić.



Ten toskański landszafcik pochodzi z Moraw. Wino tu przednie i w słusznej ilości. Podróż nie namolna. Miejscowa ludność posługuje się mową znacznie przyjaźniejszą niż w dalekiej Toskanii. Żyć nie umierać!


Osoby poważnie myślące o podróżowaniu po Morawach mogą wyposażyć się w turystyczny, podróżniczy i  pobytowy paszport.

Uwaga! Białe wino także powoduje czerwony nos!

Czas spędzony w piwniczce winnej się do życia nie zalicza.

Nie próbuj utopić smutek w winie - potrafi pływać!



Grupa spokojnych polskich turystów raczących się w spokojnej i zrównoważonej atmosferze burčákiem.


Miejscowi specjaliści od wina w swoich organizacyjnych strojach. To właśnie oni obarczani są odpowiedzialnością za coroczną ocenę jakości morawskich win.

Panorama Bořetic.

Dolní Bojanovice

Wyświetl większą mapę


Nasz człowiek w miejscowości Dolní Bojanovice - Martin Uomot vel Łomot - wysłannik jednego ze Śląskich Miasteczek na Morawach.

Jakość potraw sprawdzana była przez najlepszych z najlepszych - słynni na cały kraj bracia BoRo w akcji. Polscy producenci wędlin są przekonani, że bracia posiadają rozbudowane sieci sklepów. Nikt nie daje wiary, że takiej ilości pożywienia, którymi się na co dzień żywią, mogą być wykorzystywane tylko na własne, skromne potrzeby. A oni wiarę dają.

Bojanowiccy młodzieńcy w strojach reprezentacyjnych.

Przed naczelną gospodą usytuowaną w samym sercu Dolních Bojanovic sprzedawano burčák rzadkiej urody. Szef gospody, mistrz w swoim fachu od pokoleń zwany tutaj hospodsky poinformował nas o tym dlaczego wyraźnie uprzytamnia konsumentom, że sprzedaje burčák z hroznů a nie sam burčák. Otóż przedsiębiorczy lokalni handlowcy świadomi niewiedzy napływających turystów przystąpili sezonowo do produkcji burčáku z jabłek, którego produkcja jest daleko mniej kosztowna niż produkcja burčáku z winogron. Hospodsky na swej tablicy uprzytamnia nam wyraźnie, że w jego gospodzie nie ma lipy! Mam głęboką nadzieję, że przyjdzie mi jeszcze nie raz rozmawiać z hospodskym i słuchać jego bujnych opowieści o wszystkim. 



Dziewczęta morawskie mają wyjątkowo niewygodne spódnice, które poważnie utrudniają im korzystanie z toalet. W czasie korzystania z tradycyjnych strojów zmuszone są stronić od moczopędnych płynów.

Morawskie motywy uwidocznione na czepcu znaleźć można w różnych miejscach. Głównie na fasadach piwniczek. Nasz autorytet i ekspert Josef w sprawach morawskich zwyczajów wskazywał na nierozróżnialne dla obcego różnice w ornamentach, które rzekomo pozwalają wyraźnie wskazać miejsce pochodzenia autora ornamentu.

Starosta winobrania 2011 w Dolních Bojanovicach wykonuje rytualny taniec ze swą mamą przed swoim domem. Wszystkiemu towarzyszyła muzyka, tłumy uczestników imprezy, lokalnych mediów i gapiów z dalekiej, półdzikiej północy (np. ja z aparatem fotograficznym produkcji japońskiej).




W pogotowiu ustawiane są karafy z pysznym morawskim, białym winem.


Oglądając powyższe zdjęcia nie umiem ustrzec się przed bezinteresownym popadaniem w niezwykle miły, sympatyczny nastrój, który towarzyszy mi każdorazowo podczas pobytu na Morawach. Mam nadzieję, że jeszcze wiele razy będę miał okazję się tam znaleźć. Moje wypady na Morawy koją moją słowiańską duszę i podsycają moją rosnącą sympatię dla Republiki Czeskiej i ludzi tam mieszkających.